***
- A tak w ogóle to kiedy wyjeżdżamy? - zapytała rodziców Pati.
- Za dwa dni, a czemu pytasz?
- Co?! Już za dwa dni?! Czemu tak szybko?!
- No bo... no wiesz... - zaczął się zacinać pan James.
Dziewczyna nagle wszystko zrozumiała. No tak, chodziło o ich rozwód. Tylko co za różnica, dwa dni w tą czy we wtą? Nie mogła tego zrozumieć. Przecież jakby chcieli się rozwieść jak najszybciej zrobiliby to tutaj--w Budapeszcie.
- A czemu nie możecie się rozwieść na Węgrzech? - zapytała. Nie chciała owijać w bawełnę.
- A skąd ty wiesz o naszym rozwodzie? - zdziwiła się pani Walker. - James, powiedziałeś jej?!
- Nie - odrzekła za ojca nastolatka. - Nie trudno było usłyszeć waszą kłótnię, kiedy leżało się na łóżku w sąsiednim pokoju. A zresztą i tak kiedyś musielibyście mi o tym powiedzieć, prawda?
- Patricia ma rację - zgodził się mężczyzna. - Porozmawiajmy o tym teraz.
- Dobrze - westchnęła pani Jessy. - Chcemy rozwieść się od razu po powrocie do Irlandii.
- Ale czemu nie możecie tego zrobić tutaj?
- Córeczko...
- Proszę, nie mów tak do mnie - skrzywiła się blondynka.
- Patricio, nie wiesz, jakie to jest trudne. To nie trwa jeden dzień. Nie zawsze dostajesz bliski termin. Czasami trzeba długo czekać...
- No dobra... Ale co za różnica, dwa dni później czy wcześniej?
- Ostatnio naprawdę nam się nie układa - wytłumaczył pan James odwracając się, aby popatrzeć na swoją córkę.
- Tato! Droga! - krzyknęła, jednak było już za późno.
Pan Walker stracił panowanie nad kierownicą. Patricia zobaczyła, że zbliżają się do drzewa. Nie zdążyła nawet krzyknąć... Kiedy chwilę potem, jak jej się jej wydawało, otworzyła oczy, zobaczyła jakieś twarze. Leżała na czymś twardym. Zapamiętała tylko to, bo za chwilę znowu pochłonęła ją ciemność...
***
- Hej. Mam do ciebie prośbę - powiedział Niall na wstępie.
Rozmawiał z Lou. Musiał powiedzieć im o wypadku Pati. Musiał zostać w Budapeszcie. Po prostu nie mógł jej zostawić. Cholernie się o nią martwił. Przed chwilą wrócił ze szpitala. Nie była to dla niego przyjemna wizyta. Nastolatka leżała pod kroplówką. Jej stan nie był krytyczny, ale była w śpiączce. Lekarze mówili, że wybudzi się najpóźniej za miesiąc. Ale on mógł pozostać tu tylko do 25, czyli tydzień. Dlatego, chciał prosić Lou o pomoc.
- No hej, kociaku - odrzekł beztrosko pasiasty. - O co chodzi? Dla ciebie wszystko.
- Nie mogę przyjechać na próby do Factora...
- Wszystko oprócz tego! Musisz przyjechać! Z Patricią będziesz mógł sobie siedzieć potem, a to jest dla nas wielka szansa!
- Słuchaj, ona jest w szpitalu. Nie mogę jej tak zostawić.
Niall okropnie się zdenerwował. Zdenerwował się, bo Louis nic nie rozumiał. On miał Hannah na co dzień i ona zresztą jakoś nigdy jeszcze nie miała wypadku. Nie miał się o co martwić. Jej rodzice go uwielbiali i w ogóle układało im się aż za dobrze. Blondynowi łzy napłynęły do oczu. Były to łzy złości, ale i zarazem bezsilności.
- Och... Sory stary, nie wiedziałem - mina pasiastego trochę zrzedła.
- Ok - odrzekł Niall, chociaż wiedział, że wcale nie jest ok. Tak na prawdę, to czuł się rozbity. Czuł się tak cholernie rozbity...
- Co się stało? - spytał Louis.
- Samochód uderzył w drzewo.
- Naprawdę mi przykro. Zobaczę, co da się zrobić w sprawie X Factora.
- Dzięki - uśmiechnął się blado blondyn. - Na pewno przyjadę na Live, ale chciałbym być tylko na jednej próbie a potem wrócić do Budapesztu.
- Ok. Jakoś się to załatwi. Na przykład, będziemy mieli próby w Budapeszcie...
- Jak to? - zdziwił się Niall.
- Co taki zdziwiony? Odwiedzimy swoją przyjaciółkę w szpitalu i nie zostawimy przyjaciela samego. Jedziemy z tobą do Budapesztu!
- To nawet nie ma sensu... - zaczął blondyn lecz za chwilę przerwał.
Może jednak to miało sens? Mogliby jeździć do Londynu tylko na odcinki live, a potem wracać do Budapesztu i tam mieć próby. To był świetny pomysł. Mógłby być przy Patricii praktycznie cały czas.
- To ma wielki sens, kochanie. A zresztą... ja i tak zrobię swoje.
- Dzięki - odrzekł Niall i jeszcze raz się uśmiechnął.
- Nie ma sprawy. Czego się nie robi dla przyjaciół. A tak na marginesie, to chyba bardzo ci na niej zależy, co?
- Cholernie... Strasznie się o nią martwię.
- No i właśnie dlatego przyjedziemy my. Dodamy co otuchy i w końcu zobaczymy naszą kochaną Pati.
- Kocham was, naprawdę. Nie wiem, co bym bez was zrobił.
- Więc tak... Mógłbyś się pociąć lub wyskoczyć przez okno. Albo wyskoczyć przez okno i pociąć się w locie - zażartował Lou.
Niall wybuchnął krótkim śmiechem. Za chwilę jednak znowu pomyślał o Pati i znowu posmutniał. Coś go ścisnęło w żołądku, skręcało wszystkie jego wnętrzności. To było okropne uczucie.
- Wiesz, muszę już iść - powiedział Lou. - Jutro pogadamy i powiem ci, czy zgodzili się na te próby w Budapeszcie.
- Ok - odrzekł blondyn i zmusił się do bladego uśmiechu.
--------------------
No i już 20 rozdział. Jakoś szybko mi to wszystko zleciało ;) Mam nadzieję, że wam się spodobał. Dzięki wielkie za wszystkie komentarze i ponad 1800 wejść na bloga. Szczególnie dziękuję Potato, która wstawia linki do mojego bloga na swoją str na fb <3 Naprawdę mi pomagasz, jestem ci wdzięczna kochana ;)
Świetny ;3
OdpowiedzUsuń+ nie ma za co <3 xx
Rozdział świetny jak każdy ; * U mnie również nowy więc zapraszam do czytania http://try-to-scream-out-my-lungs.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział jak każdy inny ^.^
OdpowiedzUsuńJeny, kocham Cię i tego bloga, naprawdę bosko piszesz <3333
Masz talent ♥♥♥ Wywołujesz u mnie takie emocje swoim pisaniem, że łojezu XD
Czekam na NN i przy okazji zapraszam też na mojego nowego bloga, gdzie jest już 1 rozdział ^.^
be-forever-young1d.blogspot.com